Ojciec i Syn

Ta kretyńsko redukcjonistyczna wizja amerykańskich socjobiologów, o dziwo, potwierdzała starą amerykańską koncepcję dotyczącą dzieciństwa, o której istnieniu nadal zaświadczała współczesna powieść amerykańska: o ile relacje zawodowe, przyjacielskie i miłosne były tam odmalowane w sposób odrażająco cyniczny, o tyle relacje z dziećmi wyglądały jak jakaś zaczarowana przestrzeń, magiczna wysepka na oceanie egoizmu; dawało się to ostatecznie zrozumieć w przypadku niemowlaków, które w ciągu sekundy przenoszą człowieka z raju, kiedy swoje miękkie ciałko wtulają mu w ramię, do piekła ataków bezprzedmiotowej złości, kiedy zaczynają pokazywać swoją naturę dominujących tyranów. Dziecko ośmioletnie, już wyświęcone na partnera w partii baseballu, ale jeszcze uroczy berbeć, ma pewien wdzięk, lecz, jak doskonale wiemy, sprawy szybko się psują. Miłość rodziców do dzieci jest czymś potwierdzonym, to rodzaj zjawiska naturalnego, zwłaszcza u kobiet, jednak dzieci nigdy nie odpowiadają na tę miłość ani nie są jej godne, miłość dzieci do rodziców jest absolutnie wbrew naturze. Gdyby nieszczęśliwym przypadkiem mieli z Prudence dziecko, pomyślał Paul, nie byłoby cienia szansy, żeby się ponownie odnaleźli. Osiągając wiek nastoletni, każde dziecko wyznacza sobie za cel zniszczenie pary, którą tworzą jego rodzice, zwłaszcza w wymiarze seksualnym; dziecko nie może znieść, że jego rodzice prowadzą jakąkolwiek aktywność seksualną, szczególnie między sobą; logicznie uważa, że skoro już się urodziło, ich aktywność seksualna nie ma żadnej racji bytu, stanowiąc tylko wstrętny nałóg pary starców. Nie tak nauczał Freud, ale Freud w ogóle mało co rozumiał. Zniszczywszy rodziców jako parę, dziecko stara się ich zniszczyć indywidualnie, a samo ogranicza się do czekania na ich śmierć, żeby dostać spadek, co świetnie pokazuje dziewiętnastowieczna realistyczna literatura francuska. Trzeba się tylko cieszyć, jeśli dziecko nie próbuje przyśpieszyć tego zdarzenia jak u Maupassanta, który niczego nie wymyślał, normandzkich chłopów znał lepiej niż ktokolwiek inny. No cóż, z dziećmi zazwyczaj tak bywa.

Michel Houellebecq
Unicestwianie