Muszę wyjrzeć za okno, żeby na niego nie patrzeć. Dziwne, wydaje mi się, że teraz słońce stało się czerwone, jak wtedy, kiedy jechałem w tamtą stronę. Mam to gdzieś; mogłoby być nawet pięć czy sześć czerwonych słońc, i tak w niczym by to nie zmieniło biegu moich myśli. Nie lubię tego świata. Zdecydowanie go nie lubię. Społeczeństwo, w którym żyję, napawa mnie wstrętem; reklamy przyprawiają mnie o mdłości; informatyka sprawia, że chce mi się wymiotować. Cała moja praca polega na mnożeniu informacji, zestawień, kryteriów racjonalnych decyzji. To nie ma najmniejszego sensu. Szczerze mówiąc, jest to działanie raczej negatywne; bezużyteczne przeciążanie neuronów. Ten świat potrzebuje wszystkiego, tylko nie dodatkowych informacji.
Bogowie schodzą ze sceny
Dokument
Nigdy do końca nie zrozumiałem, dlaczego zrezygnował, bo w trakcie pracy angażował się całkowicie, ewidentnie miała ona dla niego sens. Zwykle uzasadniał to twierdzeniem, że dokumentaryzm jest kłamstwem. Nie dlatego że to, co dokumentalne, zawsze jest subiektywne i nigdy nie jest prawdą w żadnym obiektywnym rozumieniu tego słowa, tak jak ja bym myślał o prawdzie – nie, jego argument dotyczył bytu, miał charakter egzystencjalny i polegał na twierdzeniu, że wszelkie zdarzenia nie tylko są fragmentem czasu, lecz że jest to ich cechą istotną. Wszystko bowiem pojawia się i znika, aby już nigdy więcej nie powrócić, nic się nie powtarza i niczego nie da się uchwycić, bo nawet jeśli się da, jest to już czymś innym.
Toksyczne mity
Pandemia pokazała, że nie żaden rozwój osobisty, „zarządzanie sobą”, „kreowanie kariery”, przepracowywanie prywatnej historii, pozytywne myślenie, otwieranie czakramów, żelazna wola, determinacja i chęć szczera – oraz podobne mniej lub bardziej toksyczne mity – są czymś, co decyduje o naszym położeniu w świecie. Przeciwnie, decydują o nim w ogromnym stopniu czynniki zupełnie od nas niezależne. System polityczny i ekonomiczny, jakość instytucji społecznych – tych fortyfikacji wznoszonych przeciw siłom rozkładu działającym tak na zewnątrz, jak i wewnątrz nas – relacje z innymi. A wreszcie – sama substancja naszych ciał, które można wprawdzie hartować i wytrawiać za pomocą diet oraz ćwiczeń fizycznych, ale które prędzej czy później i tak przestaną funkcjonować. Wydaje się, że dopiero uznanie tej bezradności i zależności, dopiero porzucenie tych wszystkich buńczucznych opowieści o ludzkim życiu jako dumnym pochodzie samostanowiącego się herosa przez świat – może nam pozwolić na przetrwanie. Dopiero bowiem, kiedy upadnie ten mit, ta szkodliwa iluzja, która ostatecznie niszczy prawie każdego, kto jej ulega – możliwa staje się solidarność. Możliwe stają się wzajemna pomoc, uważność, czułość.